Kantor/Łosiak: wciąż czekamy na medal ważnej imprezy

  • Data publikacji: 16.07.2018, 17:11

Gdy nasza najlepsza para szykuje się do pierwszego meczu mistrzostw Europy w siatkówce plażowej, które rozgrywane są w Holandii, to my jeszcze wracamy do rozmowy po zwycięskim turnieju w Warszawie.

Można się było spodziewać takiego wyniku po wcześniejszych udanych turniejach?

Bartosz Łosiak: Patrząc na poprzednie turnieje, to na pewno tak. W tym roku już zdobyliśmy trzy srebrne medale. Nigdy nam finał nie wychodził, zawsze trochę słabiej się prezentowaliśmy. Teraz też nie graliśmy fantastycznej siatkówki, było mnóstwo niewymuszonych błędów, ale zdobyliśmy złoto i to jest dla nas najważniejsze. Złoto na polskiej ziemi, w Warszawie. Medal wraca do Polski po siedmiu latach, bo ostatnio Mariusz Prudel i Grzegorz Fijałek wywalczyli srebro w 2011 roku. Cieszymy się, że mogliśmy dać kibicom medal i od razu złoty, bo jeszcze takiego nie było.

Nie udawało się przez tyle lat w Starych Jabłonkach, później w Olsztynie, a udało się za pierwszym razem w Warszawie zdobyć złoto.

Bartosz Łosiak: Na pewno cieszy nas to, że duża liczba osób przyszła dopingować polską parę. To nas motywuje. Cieszymy się, że siatkówka plażowa się rozwija. Fakt, to był pierwszy turniej w Warszawie i zdobyliśmy złoto, z czego się bardzo cieszymy. Z tego co wiemy, to jeszcze na pewno przez dwa lata będzie turniej w Warszawie, więc być może będzie okazja do powtórzenia sukcesu. A może będzie więcej medali, może jeszcze któraś z polskich par dołączy. Na pewno będziemy chcieli ten wynik powtórzyć, ale wiemy, że to nie jest łatwe. Nie wybiera się turniejów gdzie się gra dobrze, bo czasami jest tych turniejów sześć z rzędu. Ciężko jest się przygotować na każdy turniej tak samo.

Pół żartem, pół serio, to może musisz częściej chorować, skoro po tym wygrywacie turnieje.

Bartosz Łosiak: Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy borykałem się z takimi problemami żołądkowymi. Nie było to lekkie. Tym bardziej ten medal nas, a mnie szczególnie, wzmocni. Na początku graliśmy kiepsko, z meczu na mecz się rozkręcaliśmy. Cztery ostatnie mecze to były tie-breaki, wytrzymaliśmy presję i nacisk rywala, to na pewno nas podbuduje.

Medal zdobyty w Polsce smakuje inaczej?

Piotr Kantor: Smakuje bardzo dobrze. Inaczej na pewno słucha się Mazurka Dąbrowskiego. W Polsce mamy tradycję, że śpiewamy hymn z kibicami i tak też było tym razem. To nas cieszy i buduje.

Ostatni raz złoto zdobyliście w 2016 roku, podczas marcowego turnieju w Rio. Odliczaliście od tego momentu do kolejnego złota?

Bartosz Łosiak: Na pewno mieliśmy dużo okazji od tego momentu, bo mieliśmy sporo srebrnych medali. Zawsze czegoś brakowało, zastanawialiśmy się nad tym. Graliśmy dobrze, a finał nam zawsze uciekał. Tutaj też było blisko, żeby nam uciekł, ale dowieźliśmy tie-break do końca. Cieszymy się, że po dwóch latach znowu mamy złoty medal. Mam nadzieję, że na następny nie będziemy musieli kolejnych dwóch lat czekać i zdobędziemy go wcześniej.

Trzeci medal z rzędu, więc to pierwsze miejsce w rankingu nie jest przypadkowe.

Bartosz Łosiak: Na pewno ono coś znaczy. Nie odzwierciedla jednak tych wszystkich sukcesów. Inne pary mają medale mistrzostw świata, mistrzostw Europy, czy Igrzysk Olimpijskich. My na ten medal ważnej imprezy, tej mistrzowskiej, wciąż czekamy. Udało nam się zdobyć medal na polskiej ziemi i mam nadzieję, że uda nam się zdobyć ten pierwszy krążek mistrzostw Europy. Na ten medal też czekamy, jak czekaliśmy na medal przed własną publicznością.

Czujecie się pewniej przed mistrzostwami Europy?

Piotr Kantor: Prezentujemy równy poziom i nie mamy takich fal, jak mieliśmy dwa lata temu. To już nasz piąty medal w tym sezonie. Wydaje mi się, że trzymamy formę i mamy nadzieję, że utrzymamy ją cały sezon.

W ostatnich mistrzostwach świata mieliście nieco pecha i trafiliście w ćwierćfinale na Austriaków - Dopplera i Horsta. Teraz w mistrzostwach Europy celujecie w złoto?

Bartosz Łosiak: Nie wiem czy mieliśmy pecha, zagraliśmy po prostu słabiej. To były dla nas pierwsze mistrzostwa świata. Wcześniej, w Starych Jabłonkach w 2013 roku zagraliśmy tylko dlatego, że byliśmy gospodarzami. Wchodziliśmy wtedy w dorosłą siatkówkę i własnymi rękoma i nogami na pewno byśmy się tam nie dostali. W Austrii brakowało nam doświadczenia. Pierwszy mecz graliśmy mecz na korcie centralnym, 12 tysięcy fanów za gospodarzami. Graliśmy nerwowo i go przegraliśmy. Na pewno dużo nam dał ten pojedynek. Wyciągnęliśmy wnioski i mam nadzieję, że przy najbliższej okazji będzie możliwość do rewanżu.

Gracie razem od 2009 roku. Macie czasami siebie dość?

Bartosz Łosiak: Jakoś sobie z tym radzimy. Mamy cztery polskie pary, które zawsze jeżdżą na turnieje. Mieszamy się w pokojach. Nie da się spędzać czasu cały czas ze sobą. Mamy już swoje lata, jesteśmy doświadczonymi zawodnikami. Wiemy, co mamy robić na boisku, spotykamy się na treningach i mamy się wspierać w meczach. To, co się dzieje poza boiskiem, to każdy ma swoje życie i każdy idzie w swoją stronę.

Charakterologicznie pasujecie do siebie?

Piotr Kantor: Na pewno jesteśmy zupełnie inni. Gdybyśmy byli tacy sami, to na pewno byśmy nie osiągali takich wyników, jakie osiągamy. A mając dwa różne charaktery, wytrzymać ze sobą przez 9 lat praktycznie 24 godziny na dobę, to jest niemożliwe. Mam swoje hobby, Bartek ma swoje. Tego się trzymamy, nie wchodzimy sobie w drogę. Kiedy wychodzimy na boisko, zawsze możemy na siebie liczyć i dajemy z siebie wszystko. Jak jednemu nie idzie, to drugi pomoże. Wydaje mi się, że dobrze się uzupełniamy i to jest klucz do sukcesu.