Giro d'Italia: Hindley z etapem, Kelderman z różową koszulką

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 22.10.2020, 16:50

Jai Hindley wygrał 18. etap Giro d'Italia. Ten jeden z najtrudniejszych odcinków tegorocznego przyniósł zmianę lidera. Joao Almeidę zluzował na tej pozycji piąty dziś  Wilco Kelderman. Rafał Majka jechał w czołówce, ale do podium zabrakło mu sporo. 

 

Królewski etap Giro d'Italia liczył dziś 170 kilometrów i wiódł z Pinzolo do Laghi di Cancano. Usytuowano na nim cztery górskie premie: Campo Carlo Magno (2 kategoria, podjazd 14.2 km, średnie nachylenie 5.8%), Passo Castrin (1., 8.6 km, 8.9%), legendarna Passo di Stelvio (HC, 24.8 km, 7.4%) oraz finałowy Torri di Fraele (1., 9 km, 6.8%). To miał być etap, który zadecyduje o końcowym zwycięstwie w wyścigu. 

 

 

Pierwszy podjazd, usytuowany już na 14 kilometrze peleton pokonał w komplecie. Na szczycie najlepszy był Ruben Guerreiro. Portugalczyk wyprzedził bohatera dwóch poprzednich etapów, Bena O'Connora oraz Dario Cataldo. Po zjeździe zaatakowała grupka kolarzy: Fabio Felline, Alessandro Tonelli, Stephane Rossetto, Ruben Guerreiro, Daniel Navarro, Matthew Holmes, Thomas de Gendt, Hector Crretero, Dario Cataldo, niezmorodowany O'Connor, Louis Mentjes, Joe Dombrowski, Filippo Ganna, Antonio Pedrero, Sergio Samitier i Ben Swift. Na podjeździe pod Passo Castrin grupa osiągnęła nieco ponad 2 minuty przewagi. Na szczycie najszybszy był de Gendt przed Guerreiro, Rossetto, Dombrowskim i Mentjesem. 

 

Na stosunkowo płaskim odcinku między zjazdem z Passo Castrin a początkiem wspinaczki na Passo dello Stelvio przewaga uciekinierów wzrosła do blisko 4 minut. Jak można było przypuszczać na tym niebotycznym podjeździe każdy sam walczył ze swoimi słabościami. W efekcie zarówno uciekająca grupa się podzieliła i rozciągnęła, jak i peleton przestał jechać zgodnym rytmem. Wszystko się tasowało, zmieniało. Na samotny atak zdecydował się O'Connor, ale z niedużą stratą jechali za nim faworyci etapu i wyścigu - Wilco Kelderman, Vincenzo Nibali, Rafał Majka no i oczywiście lider, Joao Almeida. W sumie cała czołowa dziesiątka klasyfikacji generalnej pilnowała się i starała nie tracić kontaktu z rywalami. Ostatecznie na magicznie zaśnieżonym szczycie jako pierwszy zameldował się Rohan Dennis, który jechał z Tao Gheogheanem Hartem i Jai Hindleyem. Około 45 sekund za nimi wjechał Wilco Kelderman, który w tym momencie był wirtualnym liderem Giro. Rafał Majka wraz z Almeidą i dwoma innymi kolarzami tracili niewiele ponad 3 minuty. W tym momencie wydawało się, że zmiana na pozycji lidera jest nieuchronna. 

 

Zjazdy przede wszystkim okazały się bezpieczne, nie mieliśmy groźnych upadków, asfalt na południowych stokach był na szczęście suchy. Na 25 kilometrów przed metą sytuacja wyglądała następująco - na czele Hart, Dennis i Hindley, 45 sekund dalej Kelderman, minutę dalej Fuglsang i Bilbao, po kolejnej minucie Nibali i jeszcze po jednej kwartet z Majką i Almeidą. Do początku podjazdu na Torri di Fraele niewiele się zmieniło. Dość szybko z czołówki odpadł Dennis. Na czele jechali więc już tylko Hindley i Hart, za ich plecami dochodziło do licznych przetasowań. Górską premię wygrał Hart przed Hindleyem.

 

Na mecie ostatecznie pierwszy był Jai Hindley. Wraz z nim etap ukończył Tao Gheoghean Hart, trzeci był Pello Bilbao, czwarty Jacob Fuglsang, a piąty Wilco Kelderman. Holender dzięki temu wskoczył na fotel lidera wyścigu. Rafał Majka zajął 11. miejsce ze stratą 6 minut i 43 sekund. Polak jest również na tej samej pozycji w klasyfikacji generalnej, w której traci 7 minut i 28 sekund.

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.