Co by było gdyby nie COVID-19 (13) - 6 sierpnia

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 06.08.2020, 12:47

W czwartek miała się zaczynać końcowa część igrzysk w Tokio. Widocznym tego znakiem miały być półfinały w dyscyplinach zespołowych. Oczywiście mieliśmy też w tym dniu ściskać kciuki za polskie medale w lekkoatletyce, kajakarstwie, kolarstwie torowym, czy karate. Co nas więc ominęło?

 

Zacznijmy od siatkarzy. Oczywiście pewności, że ich zobaczymy w dzisiejszym półfinale nie mielibyśmy do wtorkowego ćwierćfinału, ale przecież wszyscy wiemy, jaki cel przyświecałby podopiecznym Vitala Heynena - ten najwyższy, więc głęboko wierzyliśmy nie tylko w półfinał, ale i w zwycięstwo w nim, z kimkolwiek przyszłoby im grać. Siatkarskie półfinały w Ariake Arena zaplanowano na 6:00 i 14:00 naszego czasu. Cokolwiek by się nie działo, rzesza polskich kibiców planowanie olimpijskiego dnia na miejscu i przed telewizorem zaczęłaby od tych dwóch właśnie meczów. Dziś tez miały być rozegrane półfinały męskich turniejów koszykówki i piłki ręcznej, które z całą pewnością, nawet bez Polaków, znalazłyby liczne grono zainteresowanych. Dla porządku półfinały w piłce ręcznej odbędą się o 10:00 i 14:00, a w koszykówce o 6:15 i 13:00. Może ktoś zechciałby popatrzeć na zaplanowany na samo południe finał hokeistów na trawie? Albo któreś z medalowych rozstrzygnięć w piłce wodnej? Kto wie, może polskich kibiców przyciągnęłyby półfinały w siatkówce plażowej, zwłaszcza te męskie, zaplanowane na koniec olimpijskiego dnia - 14:00 i 15:00. Przecież wierzyliśmy głęboko, że Grzegorz Fijałek i Michał Bryl znajdą się w czołowej czwórce igrzysk.

 

Jeśli chodzi o zmagania lekkoatletów, to tym razem bardziej interesująca dla nas byłaby sesja poranna, to znaczy nocna w Polsce. Może i dobrze, bo nie trzeba byłoby dzielić uwagi z siatkarzami, jeśli zagraliby oni w półfinale wieczornym. To co najważniejsze na Stadionie Olimpijskim, to finał pchnięcia kulą. Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki z igrzysk w Rio nie mają najlepszych wspomnień. Ten pierwszy nie zakwalifikował się do finału, drugi i owszem, ale spalił w nim wszystkie trzy próby i zakończył na 12. miejscu. W Tokio miało być inaczej, obaj panowie mieli walczyć i to skutecznie o olimpijskie medale. Konkurencja oczywiście byłaby, ale wyniki naszych miotaczy w ostatnich miesiącach pozwalały na dość optymistyczne podchodzenie do ich startu. Sesja ogólnie miała być długa i ciekawa. Prócz kulomiotów o medale walczyliby trójskoczkowie i specjaliści od wysokich płotków. Tu o polski finały mogło być ciężko. Poza tym miały odbyć się eliminacje sztafet sprinterskich obu płci i skoku wzwyż pań.

 

Wieczorna sesja miała być dla nas mniej interesująca. Zakończyć się miały zmagania dzisięcioboistów i siedmioboistek, finały odbyć się miały w skoku o tyczce i na 400 metrów mężczyzn. Jeśli mówimy o potencjalnym starcie Polaka, to mogliśmy pod uwagę i to jedynie teoretycznie, myśleć o tej ostatniej konkurencji. Do tego półfinały 1500 metrów mężczyzn (z Marcinem Lewandowskim?) i eliminacje sztafety 4x400 metrów kobiet - w tej ostatniej nie bralibyśmy pod uwagę innego rozwiązania niż pewny awans naszych pań, które należałyby do ścisłego grona faworytek do medali.

 

Szukając czwartkowych medali dla Polski wybierzemy się teraz na Sea Forest Waterway, gdzie rozegrane miały być półfinały i finały w czterech konkurencjach kajakarskich. Już we wczorajszym odcinku pisałem obszernie o szansach Doroty Borowskiej w C1 na 200 metrów. Wszyscy wiemy, że to bardzo loteryjna konkurencja, wystarczy minimalnie spóźniony start i szanse na dobre miejsce pękają jak mydlana bańka. Jeśli nic takiego polskiej zawodniczce by się nie przytrafiło, to powinna była ona walczyć o miejsce w czołowej trójce. W K1 na 500 metrów w finale powinniśmy byli zobaczyć Annę Puławską. Czy stać ją było na włączenie się do walki o medale? Na pewno tak, ale musiałaby prezentować formę z roku 2018, a nie 2019. W pozostałych dwóch konkurencjach - K2 1000 metrów i K1 200 metrów mężczyzn awans naszych reprezentantów do finału A byłby miłą niespodzianką, zwłaszcza, że w momencie przenoszenia igzrysk nie mieliśmy w nich jeszcze kwalifikacji. Zawody zacząć się miały po 2:30.

 

Tradycyjnie od 8:30 trwać miała rywalizacja kolarzy torowych na Izu Velodrome. Dwie konkurencje zwróciłyby szczególnie naszą uwagę. Kontynuowana będzie rywalizacja w sprincie indywidualnym mężczyzn. Mieliśmy nadzieję, że Mateusz Rudyk, medalista mistrzostw świata z Pruszkowa, wciąż będzie w grze o medale. Na czwartek zaplanowano wyścigi 1/8 finału i ćwierćfinały. W ten sposób dowiedzielibyśmy się, kto będzie walczył o miejsca 5-8 (także w czwartek) i o medale (to już w piątek). Oby Rudyk znalazł się w tej drugiej grupie. Przez całą sesję rywalizować mieli też specjaliści od omnium. Wśród nich być może mistrz świata z 2018 roku i dwukrotny triumfator pucharu świata w tej konkurencji, Szymon Sajnok. Co prawda w 2019 roku roku w Pruszkowie nasz zawodnik był dopiero 13 w tej konkurencji, a w tym roku w Berlinie nie jechał w tej konkurencji (Daniel Staniszewski zajął miejsce w drugiej dziesiątce), ale jest to na tyle wszechstronny kolarz, że przygotowanie do igrzysk byłoby zapewne perfekcyjne. Zawodnik CCC Team łączy starty na szosie i na torze, nie wiem osobiście czy to dobra taktyka w kontekście walki o medal igrzysk. W kobiecym keirinie, również zaplanowanym na 6 czerwca mieliśmy dwie kwalifikacje, trudno wyrokować jakie szanse miałyby Polki.

 

W czwartek olimpijski debiut zaliczyć mieli karatecy. Dyscyplina ta długo starała się o olimpijską nobilitację, doczekała się wreszcie, ale jako "rotacyjna", na kolejnych igrzyskach w Paryżu wcale nie musi być rozgrywana. Tym bardziej cieszymy się, że wśród faworytek w kumite do 55 kg była Polka, Dorota Banaszczyk. Polka sensacyjnie wywalczyła tytuł mistrzyni świata w 2018 roku i od tego czasu należy do światowej czołówki w swojej kategorii wagowej. Nasza karateczka potwierdziła swoje umiejętności między innymi drugim miejscem na zawodach Premier League w Paryżu, czy też ćwierćfinałem zawodów tej samej rangi w Szanghaju w 2019 roku. Trzeba jednak wiedzieć, że Polka musiała jeszcze mocno powalczyć o kwalifikację na igrzyska. Z rankingu WKF awans uzyskiwało pięć zawodniczek, Dorota tego awansu nie była pewna w momencie zawieszenia kwalifikacji. Jak sztuka by się udała, to w Tokio mogło być pięknie, mogła być walka o medal. Wszystko to miało się odbyć właśnie 6 sierpnia po godzinie 10:00. Inni nasi karatecy raczej nie mieli szans na olimpijską przepustkę.

 

Rywalizacja miała być kontynuowana w zapasach, tu jak zwykle liczylibyśmy na jakiś wysoko reprezentanta Polski. Finały planowane też był w pływaniu na otwartym akwenie, w skateboardingu mężczyzn, skokach do wody i wspinaczce sportowej mężczyzn. Tu na dobre wyniki Polaków trudno było liczyć.

 

Zawody sportowe miały trwać w sumie od północy do około 16, blisko 16 godzin sportu na najwyższym poziomie. Ich plan wyglądał DOKŁADNIE TAK. Identycznie będzie to wyglądało w czwartek 4 sierpnia 2021, bo program igrzysk, jak już pisaliśmy codziennie, przesunięty został bez większych zmian w poszczególnych sesjach o dokładnie 52 tygodnie.

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.