Co by było gdyby nie COVID-19 (12) - 5 sierpnia

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 05.08.2020, 09:46

Po szalonym, szczęśliwym, medalowym wtorku dla polskich kibiców igrzysk olimpijskich w Tokio miała przyjść nieco spokojniejsza środa. Z mocnym naciskiem na "nieco", bo i tak trudno byłoby się nam oderwać od telewizorów i relacji LIVE na poinformowani.pl. Co zatem by nas przede wszystkim interesowało? Oczywiście lekkoatletyka, ale nie tylko. Zapraszamy do lektury kolejnego odcinka cyklu.

 

Nasza uwaga skoncentrowałaby się głównie na Stadionie Olimpijskim i rywalizacji lekkoatletów. Sesję poranną zdominowaliby dziesięcioboiści i siedmioboistki, którzy rozpoczną swoje dwudniowe heroiczne zmagania o olimpijskie trofea. Proszę poprawcie mnie jeśli się mylę, ale nie pamiętam igrzysk ani imprezy rangi mistrzowskiej, w której wieloboje odbywałyby się równolegle. To ciekawy pomysł, choć dla polskiego kibica śledzenie tych konkurencji mogło być nużące - na dziś nie mamy wieloboisty ani wieloboistki, którzy byliby w stanie włączyć się w walkę o czołowe miejsca. W porannej środowej sesji zobaczylibymy walczących w eliminacjach oszczepników, wśród nich zapewne Marcina Krukowskiego, który powinien był do finałowej rozgrywki przebić się bez większych kłopotów. Ponadto miał się odbyć finał 400 metrów przez płotki pań, raczej bez Polek i półfinały 110 metrów przez płotki, też chyba bez naszych reprezentantów.

 

Zdecydowanie bardziej interesująco zapowiadała się sesja wieczorna. Naszą uwagę zdominować konkurs rzutu młotem. Już przy okazji zapowiedzi konkursu eliminacyjnego w tej konkurencji pisałem, że Paweł Fajdek miał coś do udowodnienia. Mistrz świata i Europy powinien mieć, by się czuć kompletnym sportowcem, choć jeden olimpijski finał na koncie. Fajdek go jeszcze nie ma, bo w Londynie i Rio zaskakująco odpadał w eliminacjach. Jak to się mówi do trzech razy sztuka. A jak się już by udało, to powinno pójść z górki. W finale polski miotacz powinien był walczyć o najwyższy cel. Wojciech Nowicki z całą pewnością chciał obronić brązowy medal wywalczony na brazylijskich igrzyskach. Czekał nas więc arcyciekawy konkurs z dwoma Polakami w rolach głównych. To oczywiście nie wszystko. Czekały nas emocje związane z finałem 800 metrów mężczyzn. Dystans ten kojarzy się nam oczywiście z Marcinem Lewandowskim i Adamem Kszczotem. Cztery lata temu w finale biegł tylko ten pierwszy, ale rok później w mistrzostwach świata Kszczot wywalczył srebrny medal. Rok temu ten sam zawodnik pobiegł po złoto mistrzostw Europy. Do kolekcji, podobnie jak Fajdkowi, brakuje Kszczotwoi medalu olimpijskiego. Czy go na to było stać? Na pewno, wszak wicemistrzami świata nie zostają przypadkowi biegacze, choć rok temu w Dosze nasz zawodnik odpadł w półfinale. Na odpowiedzi trzeba poczekać jeszcze rok. Ponadto medale rozdane miały być w biegach na 200 metrów mężczyzn i 3000 metrów z przeszkodami kobiet, te konkurencje byłyby dla nas mniej interesujące. Prócz kontynuacji zmagań wielobojowych rozegrane miały być jeszcze półfinały 400 metrów kobiet, być może z udziałem Justyny Święty-Ersetic oraz Igi Baumgart-Witan.

 

Na Sea Forest Waterway rozpocząć się miała rywalizacja w czterech kolejnych specjalnościach. Debiutować miała na igrzyskach konkurencja  C1 200 metrów kobiet, z którą wiązaliśmy spore nadzieje. Nasza zawodniczka Dorota Borowska będzie jedną z kilku faworytek do medali. W kategoriach młodzieżowych Polka w tej konkurencji wygrała wszystko co było do wygrania. Rok temu dołożyła brąz seniorskich mistrzostw świata, w czerwcu stała na podium Igrzysk Europejskich, gorzej jej poszło na czempionacie globu w 2019.  Ponadto na środę zaplanowane były trzy konkurencje kajakowe - K1 200 i K2 1000 metrów mężczyzn oraz K1 500 metrów kobiet. O ile nasi kajakarze nieco spuścili ostatnio z tonu i w ich przypadku awans do olimpijskiego finału byłby sukcesem (oczywiście bez odbierania prawa do medalowej niespodzianki) to nasze kajakarki w każdej konkurencji stać na medal. W jedynce zapewne pojechałaby czwarta na ostatnich mistrzostwach świata Anna Puławska, o ile Polki wywalczyłyby kwalifikację w tej konkurencji, co w ubiegłym roku się nie udało. W środę rozegrane miały być  wyścigi eliminacyjne i ćwierćfinałowe, tu spodziewaliśmy się spokojnych awansów naszych osad. Medale rozdane miały być w czwartek.

 

Polacy rywalizować mieli też na welodromie. Walkę o olimpijski medal rozpocząć miał 5 sierpnia brązowy medalista ubiegłorocznych mistrzostw świata w sprincie, Mateusz Rudyk. Wydawało się, że to była nasza największa medalowa szansa w kolarstwie torowym. Na środę zaplanowane były eliminacje oraz wyścigi 1/32 i 1/16 finału. To dla naszego kolarza powinna była być przysłowiowa "bułka z masłem", choć historia polskich startów na igrzyskach zna przypadki, kiedy w pierwszych rundach odpadali więksi faworyci do czołowych miejsc. W pierwszej rundzie keirinu powinna była pojechać Urszula Łoś, którą stać na sprawienie miłej niespodzianki łącznie z miejscem w czołowej ósemce. Medale rozdane miały zostać w wyścigu drużynowym mężczyzn - tu Polaków z pewnością nie zobaczylibyśmy w walce o najwyższe cele.

 

Kto wie, czy medalu nie doczekalibyśmy się dziś na wodach Enoshima Yacht Harbour, gdzie w wyścigach medalowych rywalizować miały 470-tki. W tej klasie nasza załoga Agnieszka Skrzupulec/Jolanta Ogar z całą pewnością mogla się liczyć w walce o podium. Ogar (a właściwie Ogra-Hill po zawarciu związku małżeńskiego ze swoją wieloletnią partnerką życiową) zna smak medalu mistrzostw świata, ale w innym składzie i dla innych barw. Wraz ze Skrzypulec na zeszłorocznych zmaganiach mistrzowskich na olimpijskim akwenie były bliskie medalu, radziły sobie bardzo dobrze, liderowały nawet przez pewien czas mistrzostwom. Chyba lubią olimpijski akwen, więc może i on odwzajemniłby sympatię, dając Polkom podium. Z całą pewnością pozostawalibyśmy przy takiej nadziei śledząc środowe zmagania żeglarzy i żeglarek.

 

O medale w środę rywalizowali mieli też zapaśnicy, zapaśniczki, ciężarowcy, jeźdźcy (konkurs skoków), pływacy na otwartym akwenie i debiutujący na igrzyskach skateboardziści. Tu z małymi wyjątkami (kto wie, czego się spodziewać po polskich zapasach) raczej szans na medale trudno szukać, nawet takiemu optymiście jak ja. Oczywiście uwagę przyciągałyby decydujące fazy turniejów w dyscyplinach zespołowych, choć reprezentacji Polski byśmy tam raczej nie oglądali.

 

Jakby nie patrzeć, dziś także mogliśmy się doczekać kilku polskich medali. Może nawet czterech? Zawody sportowe miały trwać w sumie od północy do około 16, blisko 16 godzin sportu na najwyższym poziomie. Ich plan wyglądał DOKŁADNIE TAK. Identycznie będzie to wyglądało w czwartek 4 sierpnia 2021, bo program igrzysk, jak już pisaliśmy codziennie, przesunięty został bez większych zmian w poszczególnych sesjach o dokładnie 52 tygodnie.

 

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.