Co by było gdyby nie COVID-19 (3) - 27 lipca

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 27.07.2020, 09:38

Nie lubimy poniedziałków. Nie tylko dlatego, że po weekendzie trzeba wrócić do codziennego kieratu w pracy, ale i przez to, że w świecie sportu ten dzień zazwyczaj jest najmniej obfitujący w wydarzenia. Inaczej jest jednak w trakcie trwania igrzysk. Gdyby nie pandemia COVID-29, 27 lipca spędzilibyśmy na kibicowaniu naszym olimpijczykom - od środka nocy po późne popołudnie? Komu dokładnie? Poczytajcie o tym w kolejnym odcinku naszego cyklu.

 

Osoby, które mają w zwyczaju śledzenie igrzysk "od deski do deski" musiałyby wstać wyjątkowo wcześnie, nawet jak na standardy tokijskie. Bowiem już trzydzieści minut po północy do rywalizacji mieli przystąpić triathloniści. W momencie przenoszenia igrzysk i zawieszania kwalifikacji do nich wśród nich nie miało być Polaka. Nawet gdyby któremuś z nich ostatecznie udałoby się zakwalifikować, to na pewno nie należałby do grona faworytów. Tak więc na te zmagania patrzylibyśmy raczej "jednym okiem".

 

Z całą pewnością większość z nas zasiadłaby przed telewizorami, by o 7:20 oglądać drugi mecz w turnieju olimpijskim naszych siatkarzy. Rywalami mistrzów świata mieli być Włosi. Ten mecz, jak każdy zresztą inny w Tokio byłby bardzo ważny. Wygrana zdecydowanie przybliżałaby Polaków do awansu do ćwierćfinału, przegrana skomplikowałaby sytuację, nawet przy wygranej w sobotnim meczu z Iranem. Wierzymy jednak, że dzisiejszy mecz byłby kolejnym zwycięskim krokiem w drodze po olimpijskie złoto, w które przecież podopieczni trenera Heinena mierzą z całą pewnością. W polskiej grupie odbyłyby się dziś jeszcze dwa mecze, na które wypadałoby popatrzeć - o 2:00 graliby Irańczycy z Wenezuelą, a 12:40 Japonia z Kanadą.

 

Jeśli chodzi o turnieje drużynowe, to na poniedziałek zaplanowane były też dwa mecze turnieju koszykarzy. Nasza drużyna stałą wciąż przed szansą wyjazdu do Tokio, wiec kto wie, czy prócz siatkarzy nie emocjonowalibyśmy się meczem koszykarzy. Prawie na pewno jakiś mecz zagraliby dziś w fazie grupowej nasi siatkarze plażowi, a może i siatkarki plażowe. W pozostałych drużynówkach rozgrywane miały być głównie turnieje męskie, pewnie jakieś hity w piłce ręcznej, piłce wodnej, hokeju na trawie byłaby okazja pooglądać w przerwach w rywalizacji z udziałem Polaków.

 

Oczywiście jak każdego dnia, w każdej konkurencji liczylibyśmy na dobry występ naszych olimpijczyków. Jednak o medal byłoby dziś bardzo trudno. W sportach walki (judo i taekwondo) na poniedziałek planowano kategorie, w których nasi reprezentanci raczej by nie wystartowali (być może z wyjątkiem Anny Borowskiej w -57 kg w judo). Tu więc wielkich emocji nie mogliśmy się spodziewać. W podnoszeniu ciężarów rozdane miały być medale w kategorii do 55 kilogramów kobiet. W tej wadze startuje Joanna Łochowska, która ma w dorobku trzy tytuły mistrzyni Europy (2017, 2018, 2019). Trzeba jednak pamiętać, że na świecie w tych lżejszych kategoriach dominują Azjaci, którzy rzadko na podium mistrzostw świata czy igrzysk wpuszczają "obcych". O medal Polce byłoby bardzo ciężko, ale miejsce w czołowej ósemce było jak najbardziej realne. W strzelectwie miała się kończyć rywalizacja w skeecie. Kto wie, może któraś z Polek walczyłaby o czołową pozycję? W szermierce miały się odbyć ostatnie turnieje indywidualne - szablistek i florecistów. W obu tych broniach w marcu, kiedy przerywano kwalifikacje, Polacy nie mieli zapewnionych kwot startowych. Szanse wciąż były, jakkolwiek niewielkie. Czy mielibyśmy szansę oglądać w poniedziałek polskich szermierzy - trudno powiedzieć, ale na pewno miejsce na podium byłoby dużą sensacją in plus.

 

Na olimpijskim basenie zobaczyć mieliśmy cztery finały - 100 metrów motylkiem pań, 100 metrów klasykiem mężczyzn, 400 metrów dowolnym mężczyzn i sztafetę 4x100 dowolnym mężczyzn. Polacy mają kwalifikację w tej ostatniej konkurencji, ale sam awans do finału byłby dla nich wielkim sukcesem. Szanse na podium są identyczne jak w triathlonie. W pozostałych konkurencjach, podobnie jak w tych z wieczornej sesji eliminacyjnej, w której rozegrane byłyby kolejne 4 konkurencje, mówienie o występach Polaków to zabawa trudniejsza niż wróżenie z fusów. Będąc w wodzie trzeba wspomnieć o planowanych na dziś półfinale i finale w C1 w kajakarstwie górskim. Czy Grzegorz Hedwig walczyłby o czołowe miejsca? Niewykluczone, choć niezbyt realne. Kolejne wyścigi, o ile pogoda pozwoliłaby, rozegrane miały być w żeglarskich klasach RS:X, Laser i Laser Radial - tu miała się już kształtowała czołówka, która powalczy o medale, wydaje się, że w tym gronie realną szansę miały znaleźć się się polskie załogi. Na torze wioślarskim planowane były ćwierćfinały w skiffach, półfinały dwójek podwójnych (Mirosław Ziętarski i Mateusz Biskup powalczyliby oczywiście o finał A) i repesaże czwórek bez sternika (tu nie chcieliśmy oglądać polskich osad).

 

Na poniedziałek zaplanowane było rozdanie medali w kolarstwie górski, dokładnie crossie mężczyzn. Tu o polskim medalu ciężko było myśleć, Polacy walczyli wciąż o możliwość wystawienia choć jednego reprezentanta w tym wyścigu. Pierwsze skrzypce w tej pięknej, widowiskowej konkurencji odgrywaliby z całą pewnością inni.

 

Nie pisałem dotąd o rywalizacji w łucznictwie, w którym rywalizacja miała się zacząć jeszcze przed Uroczystym Otwarciem igrzysk, w piątek rano. W poniedziałek poznalibyśmy pierwszych medalistów - zakończyłaby się rywalizacja w męskim turnieju drużynowym. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że polskich kibiców ta rywalizacja (z wyjątkiem zaprzysiężonych fanów strzelania z łuków) by specjalnie nie interesowała. Nasze łuki, w dużej mierze dzięki działaniom krajowego związku, spadły do 3. ligi w światowej hierarchii i prawie na pewno nie były w Tokio reprezentowane.

 

Kontynuowane miały być turnieje w badmintonie (miejmy nadzieję, że z udziałem choćby jednego Polaka, ale byłoby o to bardzo trudno patrząc na obecny stan polskiego badmintona po odejściu Roberta Mateusiaka, Nadii Zięby i innych oraz po ogromnych zawirowaniach we władzach Polskiego Związku Badmintona), tenisie stołowym (na 27 lipca zaplanowano historyczny, pierwszy finał w grze mieszanej - Polaków w nim nie zobaczylibyśmy niemal na pewno). To piękne dyscypliny zdominowane jednak przez Azjatów, inne kontynenty raczej grają tu role drugoplanowe.

 

Szykował się nam zatem dzień raczej bez polskiego medalu, ale wypełniony licznymi interesującymi wydarzeniami. Zawody sportowe miały trwać w sumie od 1:30 do około 16. Ich plan wyglądał DOKŁADNIE TAK. Identycznie będzie to wyglądało w poniedziałek 26 lipca 2021, bo program igrzysk, jak już pisaliśmy kilka razy, przesunięty został bez większych zmian w poszczególnych sesjach o dokłądnie 52 tygodnie.

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.