Co by było gdyby nie COVID-19 (2) - 26 lipca

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 26.07.2020, 09:39

Niedziela 26 lipca prócz imienin Anny miała nam przynieść drugi dzień pełnej rywalizacji sportowej na olimpijskich arenach w Tokio. Jak wszyscy wiemy pandemia COVID-19 wszystko poprzewracała do góry nogami i 26 lipca 2020 odbędzie się 25 lipca 2021. Żeby choć trochę urozmaicić ten niedoszły olimpijski czas w naszym cyklu przypominamy, czym mieliśmy się emocjonować długimi nocami i porankami.

 

O ile w sobotę mogliśmy liczyć na medalowe zdobycze Polaków - na przykład szpadzistki, czy kolarzy, to zaczynając w nocy śledzić niedzielne zmagania szykowalibyśmy się raczej na dzień bez medalu. Ewentualnej szansy najbardziej szukalibyśmy na strzelnicy, gdzie w konkurencji pistoletu pneumatycznego zobaczylibyśmy Klaudię Breś. Nasza zawodniczka należałaby do szerokiego grona kandydatek do miejsca w czołówce, wszak to mistrzyni Europy z 2018 roku, ale za sukces uznalibyśmy już miejsce w ośmioosobowym finale. Na strzelnicy rozpoczynałaby się też rywalizacja w kobiecym skeecie, w której w momencie przeniesienia igrzysk mieliśmy wywalczoną kwalifikację. Zarówno Aleksandra Jarmolińska, jak i Natalia Szamrej, które walczyły o miejsce w polskiej ekipie do faworytek konkurencji nie należałyby, ale w tej dyscyplinie często mamy do czynienia z niespodziewanymi rozstrzygnięciami.

 

Na pewno z dużym zainteresowaniem patrzylibyśmy po szóstej rano na trasę kolarskiego wyścigu ze startu wspólnego kobiet. Oczywiście Katarzyna Niewiadoma jest tak dobrą kolarką, że może wygrać każdy wyścig, łącznie z rywalizacją olimpijską, ale takich zawodniczek w peletonie jest kilkadziesiąt, a trasa długa i trudna, więc mogłoby się zdarzyć wiele niespodzianek. Może Niewiadomej jednak udałoby się poprawić szóste miejsce, które wywalczyła cztery lata temu na igrzyskach w Rio de Janeiro?

 

Na szermierczej planszy rywalizowaliby w turniejach indywidualnych szpadziści i florecistki. W marcu w żadnej z tych konkurencji nie mieliśmy kwalifikacji, ale wciąż pozostawały niewielkie szanse dla Julii Walczyk i Radosława Zawrotniaka. Gdyby im udało się zakwalifikować, patrzylibyśmy na ich poczynania ze sporym zainteresowaniem. Oboje należą do zawodników, którzy są w stanie przy dobrym dniu wygrać z każdym, mają na koncie medale pucharów świata, mistrzostw Europy, a Zawrotniak nawet olimpijski (inna sprawa że z turnieju drużynowego z Pekinu).

 

Pierwszy tydzień igrzysk stałby dla polskich kibiców w dużej mierze pod znakiem sportów związanych z wodą. O wielkich szansach medalowych wioślarzy, którzy na ubiegłorocznych mistrzostwach świata wyostrzyli nam apetyty na sukcesy, pisałem już wczoraj, więc może nie będę się powtarzał. Podkreślę tylko, że w niedzielną wczesną noc na Sea Forest Waterway w najbardziej nas interesujących konkurencjach (czyli czwórkach i dwójkach) rozegrane miały być wyścigi repasażowe. Jak się wydaje, w większości przypadków naszych osad w tych regatach "ostatniej szansy" by nie było. Miały się też odbyć półfinały skiffistów (z Natanem Węgrzyckim, gdyby tylko wywalczył kwalifikację) oraz eliminacje ósemek.

 

Spore oczekiwania jak zawsze mielibyśmy od naszych żeglarzy. W niedzielę miała się rozpocząć rywalizacja w klasach RS:X kobiet i mężczyzn oraz Laser i Laser Radial. Piotr Myszka i Zofia Noceti-Klepacka jak zawsze należeliby do faworytów do medali. Jednak doświadczenia poprzednich igrzysk pokazują, że rywalizacja nawet w mistrzostwach globu, a walka o olimpijskie krążki to dwie zupełnie inne sprawy. W Londynie mieliśmy co prawda dwa medale, ale wtedy czuliśmy tak trochę, ze "tylko brązowe", cztery lata później była klapa totalna. Jakby sprawy wyglądały w Tokio? Ciężko, naprawdę ciężko powiedzieć, choć po pierwszych niedzielnych wyścigach bylibyśmy na pewno ciut mądrzejsi. To samo dotyczy klasy Laser-Radial, w której Polska też ma już wywalczoną kwalifikację.

 

Rywalizację rozpoczynaliby w niedzielę kajakarze górscy, a dokładnie kajakarki i kanadyjkarze. W obu tych konkurencjach mieliśmy już wywalczone kwalifikacje dla kraju, nie wiemy jednak, kto z Polaków reprezentowałby nasz kraj w Tokio. Wyniki ostatnich mistrzostw świata wskazywałyby na Grzegorza Hedwiga i Natalię Pacierpnik, ale wewnętrzne eliminacje nie były jeszcze zakończone. Tak czy owak w obu przypadkach liczylibyśmy na spokojne przebrnięcie niedzielnych eliminacji i awans do finału.

 

Konkurencje pływackie ze względu na przesunięcie czasu między Tokio a USA miały być (i będą za rok) postawione na głowie. Sesje finałowe zaplanowano na japońskie przedpołudnie, a eliminacyjna na wieczór. W efekcie polscy kibice pływania są skazani na wstawanie najpóźniej o 3:30. Czy emocjonowalibyśmy się tym bladym świtem startami Polaków w finałach i półfinałach ciężko powiedzieć, bo do końca okresu zdobywania minimów w momencie przeniesienia igrzysk było jeszcze daleko. Pewni byliśmy startu sztafety 4x100 dowolnym kobiet, ale czy zdołałyby one przebrnąć sobotnie eliminacje? Wątpliwe.

 

W dyscyplinach drużynowych niedziela byłaby dniem kobiecym, co wiąże się z tym, że na mecze siatkarek, piłkarek ręcznych, hokeistka patrzylibyśmy być może z zainteresowaniem, ale bez specjalnego emocjonalnego zaangażowania. Inaczej mogło by być w przypadku turniejów koszykarskich. Polscy specjaliści koszykówki tradycyjnej, jak i jej młodszej siostry rozgrywanej w formacie trzech na trzech mieli jeszcze szanse na olimpijską kwalifikację. Niewykluczone, że w niedzielę mielibyśmy okazję zobaczyć ich na tokijskich parkietach. Kolejne swoje mecze rozgrywaliby siatkarze plażowi, w tym być może nasze nadzieje na olimpijski krążek, para Grzegorz Fijałek/Michał Bryl.

 

Rywalizacja miała być kontynuowana w wielu innych dyscyplinach, zapewne w części z udziałem Polaków. Mam tu na myśli tenis ziemny, tenis stołowy, badminton. Zapewne zobaczylibyśmy gry pojedynczych Polaków, choć raczej nie w badmintonie, w którym nasi reprezentanci mieli gigantyczne problemy z wywalczeniem kwalifikacji i na kilka tygodni przed zakończeniem okresu zdobywania punktów do rankingu olimpijskiego wyglądało, że po raz pierwszy od kiedy badminton znalazł się w olimpijskim programie, na kortach zabrakłoby naszych przedstawicieli. Jedyną, która miała niewielkie szanse była Wiktoria Dąbczyńska.

 

W sportach walki (judo/taekwondo/boks) i siłowych (podnoszenie ciężarów) w niedzielę dobrych startów Polaków nie mogliśmy się spodziewać, o ile w ogóle ich zobaczylibyśmy na starcie, bo w chwili odwoływania igrzysk kwalifikacji w niedzielnych kategoriach wagowych nie mieliśmy.

 

Zawody sportowe miały trwać w sumie od 1:30 do około 16. Ich plan wyglądał DOKŁADNIE TAK. Identycznie będzie to wyglądało w niedzielę 25 lipca przyszłego roku.O ile te przeniesione igrzyska się odbędą...

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.