Tomasz Kwiecień: „W Polsce nie mamy treningowej bazy”

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 03.03.2020, 13:10

Chwilę przed zakończeniem największej w ostatnich latach imprezy strzeleckiej na polskiej ziemi porozmawialiśmy z Prezesem PZSS Panem Tomaszem Kwietniem, nie tylko o imprezie w stolicy Dolnego Śląska, ale też o planach polskiego strzelectwa na kolejne miesiące, czy liczbie i stanie obiektów nad Wisłą.

 

Igor Wasilewski: Mistrzostwa Europy w strzelectwie dobiegają końca (rozmowa przeprowadzana w trakcie trwania ostatniego z finałów), a z nami gospodarz całej imprezy Pan Tomasz Kwiecień – Prezes Polskiego Związku Strzelectwa. Wielkie emocje i satysfakcja towarzyszą pewnie Panu w ostatnich dniach.

 

Tomasz Kwiecień: Emocje bardzo duże, tym bardziej, że mieliśmy dziś (niedziela) podwójne szczęście, bo aż dwa medale. Pierwszy w kobiecym pistolecie, w którym zabrakło dosłownie włos do złota. Drugi, w karabinie, w którym dziewczyny przyprawiły, nie tylko mnie, o palpitacje serca. Przede wszystkim techniczna wpadka Francuzki Gomez spowodowała, że dramaturgia tego wydarzenia była olbrzymia. Teoretycznie wydaje się, że nie powinno się to wydarzyć, a jednak, jest to tylko sport, a karabin to tylko sprzęt. Mały błąd, niedoładowanie akumulatora i skończyło się to szczęśliwie dla nas. Myślę jednak, że dobrze się stało, iż nasze zawodniczki poczekały na rozwój wypadków i nie było ze strony polskiego trenera protestów, a przecież miał do tego prawo. Zawodniczki miałyby medal z urzędu, a tak zwyciężyły w walce i nikt nie może im zarzucić, że ten brąz jest nie do końca zdobyty.

Jeżeli chodzi o organizację imprezy to nie mówmy o mojej osobie tylko o ludziach. Zacznę od najbardziej przepracowanej w ostatnich dniach kobiety to znaczy Joanny Karasewicz, która była dyrektorem zawodów i spisała się na medal. Pierwszy raz pełniła taką funkcję, a potrafiła to unieść i zorganizować imprezę, na której wszystko było dopięte na ostatni guzik. Ponadto wspaniała praca wolontariuszy, którzy przechodzili samych siebie. Nieważne czy była to 5 rano czy 23 wieczorem oni zawsze byli gotowi  na przykład jechać na lotnisko odwieźć czy przywieźć naszych gości. Jestem zauroczony ich aktywnością i bezinteresownym podejściem. Podejściem, które pokazuje, że można robić coś z pasji, z zainteresowań, z chęci uczestnictwa w wielkim wydarzeniu. Niektórzy z nich tak naprawdę niewiele widzieli, bo byli potrzebni w różnych miejscach. Oczywiście staraliśmy się, żeby każdy z tych wolontariuszy mógł choć raz obserwować zawody czy to w hali eliminacyjnej czy finałowej, tak by nie musieli dowiadywać się o wynikach z telewizji czy z internetu.

Od strony logistyczno-organizacyjnej możemy czuć pełną satysfakcję, bo od Prezydenta Światowej Federacji, kierowników poszczególnych ekip, trenerów czy zawodników słyszymy głosy, że były to jedne z najlepiej zorganizowanych Mistrzostw Europy w jakich uczestniczyli. Jest to niesamowite szczęście i duma, że potrafiliśmy to zrobić i mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy ponownie gospodarzami jakiejś dużej imprezy strzeleckiej.

 

IW: Kiedy rozmawiałem z zawodnikami, nawet wśród tych z polskiej kadry pojawiało się zdziwienie jakością organizacji polskiej imprezy. Chciałbym wrócić jednak na samą strzelnicę. Czy pokusiłby się Pan dziś o ocenę sportowej części rywalizacji we Wrocławiu?

 

TK: Na to tak naprawdę przyjdzie jeszcze czas po chwili ostudzenia emocji. Bez cienia wątpliwości można jednak powiedzieć, że Aneta Stankiewicz była bardzo mocnym punktem w zespole karabinu. Jest przed nią jeszcze jedna szansa na olimpijską kwalifikację na turnieju w Pilźnie. Mam nadzieję, że wywalczy tam kwotę na Tokio, bo prezentuje bardzo wysoki i równy poziom. Co do pozostałych dziewczyn, trudno mi powiedzieć czy też uda im się ta sztuka, ale życzę im tego z całego serca. Na ten moment wszystkie są mocne, ale to Aneta jest najbardziej stabilna. W kabinie męskim Tomasz Bartnik ma już bilet do Tokio, jego koronną konkurencję są jednak trzy postawy na 50 metrów, a nie mniej lubiany pneumatyk. Maciek Kowalewicz natomiast również miał wczoraj (w sobotę) sporego pecha. Jeden słabszy strzał spowodował, że spadł bardzo nisko i nie był w stanie dojść już czołówki. Trudno wróżyć z fusów, ale on również jest w wysokiej dyspozycji, utrzymuje się cały czas na wysokim pułapie i wiążemy z nim naszą przyszłość. W pistolecie równy poziom od wielu lat prezentuje Klaudia Breś, u pozostałych dziewczyn Beaty Bartków-Kwiatkowskiej i Joanny Tomali również formę, ale tu trudno mówić mi na razie o konkretach, gdyż cały czas towarzyszą mi emocje.

 

Mam pytanie o plany Polskiego Związku Strzelectwa sportowego na najbliższe miesiące. Wiemy, że zbliżają się igrzyska w Tokio, wcześniej  będziemy mieli bardzo ważny wyjazd do Pilzna, ale czy coś jeszcze Państwo planujecie?

 

Oczywiście, trenerzy mają plany rozpisane już do końca roku. Nie tylko na igrzyska, ale też po nich, bo nie można odłożyć po Tokio sprzętu i powiedzieć, że zaczniemy trenować dopiero za rok. W taki sposób nie utrzyma się wyników na takim poziomie, więc mamy w planach wiele wyjazdów, konsultacji czy starów, które mają uodpornić zawodników na stres i przygotować do tych najważniejszych konkursów. Same treningi bez sprawdzenia się przed publicznością z wielkimi emocjami mogą spowodować, że nie będziemy mieli szans na sukces, kiedy przyjdzie stres czy kamera telewizyjna, która zagląda z każdej strony. Dlatego mamy szereg planów, ale każdy z trenerów ma swój oddzielny kalendarz dla swojej grupy. Dla karabinu i pistoletu niektóre imprezy się pokrywają, ale strzelba ma już w większości swój własny tor, a nim również się interesujemy bo mamy przecież kwalifikację Aleksandry Jarmolińskiej w skeecie kobiet. Trener Gawlikowski przygotowuje oddzielny plan dla niej, ale też dla kolejnych zawodników, którzy również nie są słabi i z pewnością na zbliżających się Mistrzostwach Europy we Francji tanio skóry nie sprzedadzą.

 

Nie da się ukryć, że kończące się właśnie zawody są niemałym sukcesem Pana i całego związku. Zdaje sobie sprawę, że może być nieco za wcześnie na takie pytania, ale czy będzie miał Pan ambicje w przyszłości by po raz kolejny na terenie jednego z polskich klubów zagościły największe imprezy?

 

Naturalnie, takie ambicje same cisną się do głowy. Niestety to już nie będzie w mojej gestii, bo zgodnie z polskim prawem nie mogę być już więcej prezesem. W tym roku kończy się moja kadencja i trudno mi na razie powiedzieć co będzie dalej i kto będzie za sterem związku. Natomiast myślę, że powinniśmy się ubiegać o największe imprezy. Mamy tylko jeden ośrodek we Wrocławiu, na którym można przeprowadzić takie duże zawody. Zgodnie z obecnymi planami, na takim obiekcie jak ten wrocławski przeprowadzić by się dało również mistrzostwa Europy w kuli, a nie tylko w pneumatyku, który z racji rozgrywania na hali jest najłatwiejszy do organizacji. I to właśnie zawody kulowe i strzelbowe są najbardziej realne do przeprowadzenia w kolejnych latach. Rozmawiałem z Eekretarzem Generalnym światowej i europejskiej federacji i wszystko wskazuje na to, że tej wielkości strzelnica, jaką mamy w stolicy Dolnego Śląska, może być dopuszczona do  Mistrzostw Europy. Niemniej jednak brakuje nam obiektów, w Polsce nie mamy bazy, w której możemy spokojnie trenować, a niestety nie mamy na tyle pieniędzy, żeby trenować za granicą na tych najlepszych obiektach. Krótko mówiąc nie stać nas na to. Pan Premier obiecał budowę hali finałowej i lekkoatletycznej w Bydgoszczy i gdyby się te plany ziściły, a Bydgoszcz faktycznie wzbogaciła się o taki obiekt, to byłoby to dopiero drugie miejsce w Polsce, na którym możnaby przeprowadzić duże zawody międzynarodowe. Czy tak się stanie? Trudno powiedzieć.