Piłka ręczna - ME: piąte miejsce dla Niemców, dla Norwegów brąz!

  • Data publikacji: 25.01.2020, 20:36

Norwedzy udanie zrehabilitowali się za porażkę w półfinałowym meczu z Chorwacją. W meczu o 3. miejsce pokonali oni Słoweńców 28:20 (12:9). We wcześniejszym spotkaniu - o miejsce piąte Niemcy pokonali Portugalczyków 29:27.

 

Niemcy - Portugalia 29:27 (14:13)

 

W pierwszym sobotnim spotkaniu rozgrywanym na Tele2 Arenie w Sztokholmie mierzyły się ze sobą reprezentacje Niemiec i Portugalii. Obie ekipy w drugiej fazie turnieju zajęły w swoich grupach 3. miejsce co dało im możliwość gry w "pucharze pocieszenia". I pierwsza połowa rzeczywiście to potwierdzała. Niemcy nie szaleli, po prostu grali swoje, konsekwentnie realizując założenia selekcjonera Christiana Prokopa. Portugalczycy z kolei trzymali się blisko rywali, nie dając im uciec na więcej niż dwa "oczka". Nie oglądaliśmy ani szaleńczych i wymyślnych schematów rozegrania ataku. Próżno było szukać nawet spektakularnych zagrań, nie można też powiedzieć, że emocji było co niemiara, ot zwykły, zwyczajny mecz o 5. miejsce... Do czasu! Konkretnie do 47. minuty spotkania, bo prowadzący w pewnym momencie trzema bramkami Niemcy "siedli". Sądzili pewnie, że ten zwykły mecz o 5. miejsce "się już wygrał", a Portugalczykom nie będzie chciało się iść na noże... Oj jakże bardzo się przeliczyli. Serię trzech kolejnych trafień zaliczyli Miguel Martins, Alex Borges i Alexandre Cavalcanti i nagle to Portugalia znalazła się na dwubramkowym prowadzeniu. Postawa choć pełna heroizmu i zaciętości spotkała się z brutalnym pragmatyzmem Niemców. Nasi zachodni sąsiedzi momentalnie rzucili się do odrabiania strat. Po trafieniach Kohlbachera, Hafnera i dwóch Kuhna, oraz solidnej postawie na tyłach, odrobili straty z nawiązką i na cztery minuty przed końcem z powrotem prowadzili dwoma bramkami. Koniec końców Portugalia trafiła jeszcze tylko raz, za sprawą Ferraza, ostatni punkt spotkania należał jednak - a jakże - dla Niemców, punktował Michalczik. 

 

Norwegia - Słowenia 28:20 (12:9)

 

Choć teoretycznie emocji powinno być więcej, postronni kibice zgromadzeni od 18:30 w  Tele2 Arenie w Sztokholmie mogą czuć się lekko zawiedzeni. Norwegia, która dwa dni temu była minimalnie gorsza od Chorwatów zmiotła z parkietu nie tak znowu gorszych od Hiszpanów Słoweńców. Podopieczni Christiana Berge, byli dziś lepsi od swoich rywali w każdym aspekcie. Począwszy od ofensywy, gdzie rozgrywanie piłki nie sprawiało im problemu, a kończąc na skutecznej defensywie. W tej drugiej kwestii sporym ułatwieniem była postawa Słoweńców, którzy momentami w ofensywie wyglądali, jakby grali w "piłka parzy". Zaczęło się klasycznie, pierwsze 15. minut w formule "gol za gol", a potem.... Potem fajerwerki odpalił już Magnus Jøndal i Kristian Bjørnsen i na przerwę Norwedzy schodzili z trzema bramkami przewagi. Byłoby ich pewnie więcej gdyby nie dobra postawa w bramce Kastelicia. Jednak "co się odwlecze to nie uciecze" i Skandynawowie fajerwerki odpalili tuż po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę. Do Jøndala i  Bjørnsena dołączyli Sagosen i Tangen w połączeniu z żelazną defensywą zrobiło się nagle 17:9. Słoweńcy na gola nr 10 czekali bite dziewięć minut. Do końca spotkania Norwedzy przewagi już nie oddali, dopuszczając jednak Słoweńców na 7. lub 6. bramek straty, a niekiedy wychodząc nawet na 9. przewagi.