Badminton: powrót królowej

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 22.09.2019, 21:03

W Changzhou zakończył się badmintonowy China Open, turniej uznawany za jeden z najbardziej prestiżowych w kalendarzu. Najważniejszym jego wydarzeniem był powrót na korty Caroliny Marin. Genialna Hiszpanka po siedmiu miesiącach przerwy przyjechała, zobaczyła i zwyciężyła.

 

Był koniec stycznia. Trwał finał turnieju Indonesia Masters, w którym rywalizowały Carolina Marin i Saina Nehwal. W połowie pierwszego seta Hiszpanka po smeczu spadła tak nieszczęśliwie, że wykręciła sobie kolano tak mocno, że nawet oglądając mecz w telewizji czuło się ból. Diagnoza była okropna: zerwane przednie więzadło krzyżowe prawego kolana. Potrójna mistrzyni świata szybko została zoperowana, a potem zaczęła się żmudna rehabilitacja. Trwała ona ponad siedem miesięcy. Carolina zgłoszona byłą już do sierpniowych mistrzostw świata, ale ostatecznie wycofała się ze startu, nie czując się gotową w pełni do obrony tytułu. Wróciła do poważnego grania w tym tygodniu i to od razu na turniej rangi najwyższej, BWF World Tour Super 1000, należącym do badmintonowego "wielkiego szlema". I co zrobiła hiszpańska gwiazda? Turniej wygrała w kapitalnym stylu, już w pierwszej rundzie pokonując Nozomi Okuharę, potem eliminując kolejne trudne rywalki, aż w finale zagrała fenomenalny mecz przeciwko Tai Tzu Ying. Tajwanka, która była faworytką, zwłaszcza po odpadnięciu najwyżej notowanych Japonej i Pusali Sindhu, po przegranym meczu wyściskała serdecznie rywalkę, uznając jej wielkość. Carolina Marin na poważnej kontuzji, która mogła skończyć jej karierę nie straciła nic ze swojej wartości. Za 10 miesięcy w Tokio powalczy o obronę tytułu mistrzyni olimpijskiej, sztukę, która dotąd udała się jedynie Lin Danowi.

 

Jeśli jesteśmy już przy dwukrotnym mistrzu olimpijskim, to w pierwszej rundzie China Open pokonał go Kento Momota. Japończyk potem pokonał wszystkie kolejne przeszkody, by w trwającym 90 minut fantastycznym finale okazać się minimalnie lepszym od Indonezyjczyka Anthonyego Gintinga. Momota w tym roku ma na koncie już sześć wygranych turniejów World Tour, w tym All England Open, China Open oraz tytuł mistrza świata. Do pełni szczęścia, do zdobycia wielkiego badmintonowego szlema brakuje mu triumfu w kończących sezon finałach cyklu World Tour. W prezentowanej obecnie formie będzie ich bezdyskusyjnym głównym faworytem. Coraz śmielej w światowej czołówce poczyna sobie Anders Antonsen, który po wicemistrzostwie świata zajął w Chinach trzecie miejsce. Nie może się natomiast odnaleźć wracający po kontuzji Viktor Axelsen. Mistrz świata z 2017 roku odpadł w pierwszej rundzie i jak widać czeka go jeszcze sporo pracy, by wrócić do równorzędnej walki z najgroźniejszymi rywalami.

 

Siwei Zheng i Yaqiong Huang cztery najważniejsze turnieje sezonu skompletowali już rok temu. W tym obronili tytuł w Birmingham, sięgnęli ponownie po złoto mistrzostw świata i wygrali po raz drugi rzędu w swoim narodowym turnieju. Chińczycy w ostatnich latach przegrywają tak rzadko, że ich przewaga w rankingu nad drugą parą jest tak duża, że mogliby przez kilka miesięcy wziąć wolne, a i tak utrzymaliby pozycję liderów. Jak to często w ostatnich latach bywa, w finale pokonali inną chińską parę, rozstawionych z dwójką Yilyu Wang i Dongping Huang. W ciągu ostatnich dwóch lat pary te zagrały ze sobą siedem razy i zawsze był to finał wielkiego turnieju. Liderzy rankingów i bezdyskusyjni faworyci do olimpijskiego złota przegrali tylko raz, w finałach ubiegłorocznego cyklu. Dziś wygrali w trzech setach i są bardzo bliscy powtórzenia szlema z roku 2018.

 

Podobną rolę w męskim deblu pełnią Marcus Fernaldi Gideon i Kevin Sanjaya Sukamuljo. Indonezyjczycy wygrywają wiele, wiele turniejów najwyższej rangi, nie idzie im tylko na mistrzostwach świata, z których nie udało im się jeszcze przywieźć choćby najskromniejszego, brązowego medalu. Dziś w jedenastych na światowej scenie "derbach Indonezji" pokonali Mohammada Ahsana i Hendrę Setawana, którzy turniejów rankingowych na koncie mają mniej, ale za to ich gablota z medalami najważniejszych imprez mistrzowskich jest wypełniona po brzegi. Warto zaznaczyć, że na podium stanęła jeszcze jedna para indonezyjska, co najlepiej dowodzi dominacji tej nacji w męskiej grze podwójnej.

 

W ostatnich latach jak debel męski jest indonezyjski, tak gra podwójna kobiet kojarzy się z bezprzykładnymi triumfami Japonek, które okupują pierwsze trzy miejsca w rankingu, a w czołowej jego dwudziestce mają łącznie sześć duetów. Jednak w Changzhou triumfowały gospodynie turnieju. W najkrótszym i najbardziej jednostronnym z dzisiejszych finałów Qingchen Chen i Yifan Jia pokonały Misaki Matustomo i Ayakę Takahashi.

 

Kawalkada World Tour przenosi się teraz do Incheon, gdzie od wtorku w najmocniejszej obsadzie rozpocznie się Korea Open.

 

Wyniki turnieju

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.