Zapiski z Mińska #9: czuwa nad nią mama

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 28.06.2019, 23:16

Kolejne medale wpadły w piątkowe popołudnie do koszyczka reprezentantów Polski na II Igrzyskach Europejskich w Mińsku. Brąz na kolarskim torze dodała żeńska ekipa w wyścigu na dochodzenie. Po dzisiejszym dniu pewne trzeciego stopnia podium są też Sandra Drabik i Elżbieta Wójcik. Wiadomo natomiast, że o złoto zawalczy Karolina Koszewska

 

- Ewidentnie, moja mamusia gdzieś z góry mi pomaga - mówi kilka minut po swojej walce półfinałowej Koszewska, która awansowała tym samym do bokserskiego finału rywalizacji w kategorii do 69 kilogramów. Niedługo przed wyjazdem na białoruską imprezę umiera bowiem jej mama. Sama zawodniczka opowiada, jak długa waha się przed wyjazdem na igrzyska. – Miesiące treningu nie mogą pójść jednak na marne – wyznaje, co zadecydowało o decyzji o starcie w Mińsku. Sportowa historia finalistki igrzysk w Mińsku nie jest wcale mniej ciekawa. Koszewska to bowiem mistrzyni Europy w amatorskim boksie sprzed 14 lat. Po latach posuchy, wraca do czołówki europejskiej przeżywszy 37 wiosen. – W mojej głowie od jakiegoś czasu jest pewna sentencja. Trzeba sto razy przegrać, żeby raz wygrać. I dziś właśnie był ten jeden raz – podsumowała bokserka, którą jutro czeka jedna z najważniejszych walk w życiu.


Pozostałe starcia naszych zawodniczek - i to nie tylko w boksie - toczą się dziś bez niespodzianek. W Pałacu Uruchie po raz trzeci w karierze słabsza od tureckiej rywalki jest Sandra Drabik. Jej los dzieli nieco później Elżbieta Wójcik, która, choć jest blisko pokonania Holenderki Fontijn, ostatecznie przegrywa niejednogłośnym werdyktem sędziów.

 

Dość łatwo w swoich walkach o brązowe medale ulegają nasze zapaśniczki. Anna Łukasiak oraz Katarzyna Mądrowska są znacznie gorsze od swoich rywalek. – To naprawdę bardzo mocna zawodniczka. Wydaje się, że jest nie do przejścia. No chyba, że potknie się o własne nogi – opowiadała pierwsza z nich o swojej wczorajszej rywalce – wicemistrzyni olimpijskiej z Rio de Janeiro – Marii Stadnik. Wygląda na to, że tylko w takich właśnie przypadkach (potknięcia się o własne nogi) mogą liczyć na sukces nasze zawodniczki. Jedyne do tej pory szanse na medal w Pałacu Sportu nie wynikały z nadzwyczajnego poziomu sportowego, a ze szczęścia związanego z losowaniem. Nie jest to powód do dumy, a do smutku dla kibiców, którzy muszą przygotować się na zmiany. Z europejskich imprez regularnie bowiem powracaliśmy z kilkoma krążkami, a za przykład dobrze służą tu poprzednie Igrzyska Europejskie (4 medale).

 

 

Jeżeli mowa o niewykorzystanych szansach, nie sposób nie wspomnieć o polskich tenisistkach stołowych, które miały dziś wielką okazję na wyeliminowanie faworyzowanych Niemek. Szczególnie szkoda decydujących piłek z piątego spotkania w całym meczu. Li Qian prowadziła bowiem w ostatnim secie ze znacznie mniej doświadczoną Niną Mittelham 9:6. Defensywna gra Polki na tyle pasowała jednak stylowi reprezentantki Niemiec, że ta zdołała odrobić straty i w ostatnim momencie wyrwać zwycięstwo. Nie dziwi więc, jak ciężko było uzyskać po meczu choć słowo komentarza od zrozpaczonej Chinki występującej od kilkunastu lat w polskich barwach

 

- Wielka szkoda, że nie udało nam się awansować, zabrakło dwóch piłek. Ten mecz pokazał jednak piękno tenisa stołowego. Masz 9:6. Tak, to dobry wynik, ale gra się niestety do 11 – komentowała za to Natalia Partyka. Druga rakieta Polski nie miała z kolei problemów z wypowiedzią medialną, może z racji tego, że sama najpierw w parze z Natalią Bajor wygrała debla, a potem doskonale prezentowała się w singlu, podczas którego zwyciężyła Shan Xiaona. – Muszę przyznać, że parokrotnie spotykałam się już z tą zawodniczką, zdarzało się, że byłam nawet blisko zwycięstwa, ale nigdy nie potrafiłam postawić kropki nad i. Cieszę się więc, że udało mi się wygrać podczas takiej imprezy, jaką są igrzyska – dodawała po chwili

 

Jedyny medal fizycznie odebrały dziś natomiast polskie kolarki. Nasza drużyna w wyścigu na dochodzenie zwyciężyła w decydującym pojedynku z ekipą gospodarzy. Kilkadziesiąt minut później brązowe medale wisiały już na szyjach Katarzyny Pawłowskiej, Nikol Płosaj, Karoliny Karasiewicz i Justyny Kaczkowskiej. Ta ostatnia nie nacieszyła się jednak długo z medalu. Ledwo powróciła do narodowego boksu, a już musiała rozgrzewać się do kolejnego startu. Nie dużo zabrakło, aby po raz drugi jednego wieczoru stanęła na podium. Finisz scratcha był bardzo emocjonujący. Jako pierwsza ruszyła Rosjanka, na trzy okrążenia do mety do pogoni zabrała się nasza reprezentantka. Sił starczyło jednak tylko na dwa kółka. Polka z każdym metrem traciła przewagę, na ostatnią prostą wychodziła jeszcze pierwsza, ale chwilę później objechać zdążyły ją aż trzy przeciwniczki i myśl o drugim medalu na tych igrzyskach medalu musiała zostać odłożona na później.

 

 

Zanim jednak ponownie ujrzymy Kaczkowską w akcji, przybyć będzie trzeba zapewne na halę mińskiego centrum tenisowego. Tam Polki zmierzą się jutro w meczu o brąz z Węgierkami. Później przyjdzie pora na walkę finałową wspomnianej wyżej Karoliny Koszewskiej. Nie należy zapominać też o zapaśnikach, a właściwie jednym zapaśniku. Do walki wyjdzie jutro bowiem jedynie Arkadiusz Kułynycz, którego już w pierwszym pojedynku czeka nie lada wyzwanie. W 1/8 finału rywalem będzie reprezentant Rumunii Rafał Płowiec.