Zapiski z Mińska #8: dziewczyny na medal

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 27.06.2019, 23:15

Trzy brązowe i jeden srebrny medal dołożyli polscy sportowcy siódmego dnia rywalizacji na arenach w Mińsku. Trzy z nich zdobyte zostały na torze kajakowym w Zasławiu. Co więcej, aż trzy padły łupem kobiet, które otworzyły tym samym dorobek polskiej płci pięknej na białoruskich igrzyskach.

 

Czwartek był pierwszym dniem na imprezie w Mińsku, w którym pogoda nie sprzyjała ani kibicom, ani dziennikarzom, ani sportowcom. Znamienne jest to, że wiatr, deszcz i burza przyszły wtedy, gdy miało dojść do największej ilości rozstrzygnięć w kajakarstwie, jedynym sporcie (oprócz kolarstwa) rozgrywanym w całości na świeżym powietrzu. Zła aura nie pokrzyżowała jednak planów naszym kajakarkom. – Muszę przyznać, że nie było łatwo sterować łódką, jednak wierzyłyśmy, że mamy wypracowany finisz i to dało nam dziś brązowy medal – mówiła kilka minut po medalowym wyścigu Karolina Naja, sterująca w medalowej czwórce kobiet. Oprócz Nai, Kołodziejczyk, Puławskiej i Wiśniewskiej, które krążek zdobyły w grupie, z Mińska brązy wywiozą też Marta Walczykiewicz oraz Dorota Borowska. Pierwsza z nich w kajakowym sprincie, druga na tym samym dystansie 200 metrów w wyścigu kanadyjkowym.

 

 

Tor mieszczący się nieco na północny zachód od Mińska odwiedziła dziś głowa białoruskiego państwa. Aleksander Łukaszenka oklaskiwał swoich reprezentantów, którzy pływali wyśmienicie i wygrywali większość biegów. Doskonała postawa białoruskich kajakarzy podczas obecności wielkiego wodza, to albo zupełnie przypadkowy zbieg okoliczności, albo… Tu każdy człowiek mający choć odrobinę wiedzy, jak wygląda polityka państw rządzonych autorytarnie w stosunku do sportu, powinien dodać sobie identyczną alternatywną możliwość. Miejmy nadzieję, że wszystko w Mińsku odbywa się zgodnie z duchem sportu, jednak chyba nikogo nie zdziwi, gdy za kilka lat zmienią się niektórzy właściciele medali z Mińska.

 

W poprzednich dniach sporo dostało się od nas organizatorom za dosyć problematyczny transport między niektórymi halami. Rzeczywiście, są areny, na które bardzo ciężko się dostać. Kilka z nich jest jednak położonych w stosunkowo bliskiej odległości. Wystarczy tylko kilka minut, by dostać się na przykład z centrum tenisowego na arenę zmagań badmintonistów. Kolejne pięć minut i jest się blisko Mińsk Areny (wszystkie rodzaje gimnastyki) oraz welodromu. Pięć minut w przeciwną stronę i można oglądać już zmagania zapaśników czy, kilka dni temu, koszykarzy.

 

Nie dziwi więc dzisiejsze tournée po arenach. Tenis stołowy, zapasy, badminton, kolarstwo torowe, znowu tenis stołowy i na koniec wieczorna sesja kolarska, to w kolejności odwiedzane dziś przez nas dyscypliny. Najpierw wizyta u badmintonisty Michała Rogalskiego. Polski singlista po bardzo zaciętym pojedynku ulega niestety faworyzowanemu Francuzowi. – Będę w Mińsku jeszcze dwa dni. Pooglądam badmintonistów, z którymi nie wygrałem, bo skoro nie wygrałem, to może trzeba zastanowić się, jak tego dokonać – opowiadał o planach na najbliższe dni tuż po przegranym pojedynku polski zawodnik. Wydaje się, że jest to dość rozsądnym pomysłem, tym bardziej, że Polak chce w najbliższym czasie wejść do europejskiej czołówki. Nie będzie to łatwe, bo nie od dziś wiadomo, że, szczególnie w badmintonie, ciężko jest przebić się do turniejów o znaczącej puli.

 

Chwilę później wizyta w centrum tenisowym. Dzisiejsze zmagania pingpongistek są wyjątkowo udane. Rywalizacja indywidualna nie poszła do końca po ich myśli, drużynowa natomiast idzie nadspodziewanie dobrze. Pierwszy mecz wygrany gładko, bo 3:0, z Rosjankami, drugi, po nieco cięższym boju, ze znacznie wyżej rozstawionymi Austriaczkami. W głowie, oprócz czysto sportowej rywalizacji, pozostanie w głowie jedna scena. Jest to moment tuż przed drugim tego dnia pojedynkiem Li Qian. Zawodniczka rozgrzewa się w kuluarach, obok niej Niemka, którą również za chwilę czeka spotkanie z jedną z Holenderek. Tenisistki ucinają sobie pogawędkę. Językiem konwersacji nie jest jednak polski, niemiecki czy nawet angielski, a… chiński. Nie od dziś bowiem wiadomo, że ani Li Qian nie jest rodowitą Polką, ani Han Ying rodowitą Niemką. To pokazuje tylko trend, jaki w ostatnich latach panuje na europejskich imprezach. Coraz więcej w nich bowiem Azjatek i to nie takich jak Li Qian, która w Polsce jest od ponad 15 lat, lecz naturalizowanych „na szybko”, byleby tylko zadowolić spragnionych sukcesu kibiców.

 

 

Wieczorem miły i dość niespodziewany akcent. Srebrnym medalistą scratcha zostaje bowiem 18-latek z Zielonej Góry – Filip Prokopyszyn. Polak, po znakomicie rozegranym wyścigu, cudowanie finiszował na ostatnich okrążeniach, ustępując na mecie jedynie Grekowi. – Bardzo liczyłem na medal. Są to moje pierwsze igrzyska, więc tym bardziej się cieszę. Przed startem był stres i możliwe, że to on pozbawił mnie złotego medalu – mówił ambitny Polak na chwilę przed ceremonią medalową. Szansę na drugi dziś medal na welodromie miała jeszcze nasza drużyna sprinterek, ale w decydującym wyścigu lepszy był zespół holenderski. Nadzieje na kolejne medale na kolarskiej arenie są jednak duże. Rywalizacja zainaugurowana została dopiero dziś, a do rozegrania pozostało jeszcze naprawdę wiele konkurencji.

 

 

Zanim jednak przyjdzie nam odwiedzić jutro tor kolarski, z pewnością śledzić będziemy między innymi poczynania tenisistek stołowych, bokserek oraz zapaśniczek, przed którymi decydujące o medalach mecze oraz walki. Na trzy dni do zakończenia igrzysk jawi się bowiem realna szansa na przekroczenie magicznej granicy dziesięciu medali.