Zapiski z Mińska #6: podróż dłuższa od zawodów

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 25.06.2019, 23:03

Kolejny dzień zmagań sportowców na Igrzyskach Europejskich za nami. Swoje batalie rozpoczęli dziś kajakarze oraz zapaśnicy, startową część igrzysk kończą natomiast judocy. Razem z nowymi dyscyplinami w podświadomości budzą się nadzieje na kolejne krążki. Te zapewne już jutro!

 

Przemieszczanie się pomiędzy arenami to chyba najgorszy aspekt igrzyskowej działalności, którego zwykły kibic, siedzący przed telewizorem, nie jest świadomy. Chcesz judo? Wystarczy jeden przycisk na pilocie i już znajdujesz się na tatami. Chcesz łucznictwo? Proszę bardzo. Trzy sekundy i przenosisz się na kolejną arenę. Tak wygląda sytuacja, kiedy siedzisz w domu w wygodnym fotelu.

 

Trolejbus numer 16, potem kilka przystanków autobusem 79. Stamtąd już tramwajem 3 do… metra. Parę stacji, kilkaset metrów pieszo i już jesteśmy na miejscu. To dzisiejsza droga z Chizhovka Areny (judo) do Sport Palace (zapasy). Całość trwa nieco ponad godzinę.

 

Gra nie jest warta świeczki. Występ judoków ostatniego dnia rywalizacji w konkursie drużynowym dobrze podsumowuje ich poczynania w Mińsku. Z jednej strony trzy pojedynki w pierwszym meczu zostały wygrane przez naszych zawodników, z drugiej jednak cztery zwyciężyli Serbowie. Większość reprezentantów Polski nie wypadło źle na tatami w białoruskiej stolicy. Gdy jednak przychodziło do decydujących momentów, brakowało albo sił, albo umiejętności. Agata Perenc, Karolina Tałach i Daria Pogorzelec miały szansę wywalczenia brązowych medali, ale w każdym z pojedynków zwycięsko wychodziły rywalki.

 

 

Humorów nie poprawiają na razie starty zapaśników. Zanim jeszcze rywalizacja wkroczyła w poważną fazę, naszych zawodników nie było już w turnieju głównym. Szansę w jutrzejszych repasażach dostanie tylko Zbigniew Baranowski. Zgodnie z zasadami panującymi w zapaśniczych zawodach, bardziej może jednak zawdzięczać to występowi swojemu pogromcy, niż własnym dokonaniom. Miejmy nadzieję, że bez skrupułów wykorzysta jednak dar i jutro na zapaśniczej macie w Sport Palace otworzy się dorobek medalowy polskich „wolniaków”.

 

Dziś też ostatni akcent kolarstwa. Czasówki wieńczą rywalizację zawodników, którzy najbardziej uprzykrzają życie mieszkańcom Mińska. Trasa ustawiona w ścisłym centrum stolicy zmienia nawet najłatwiejszy odcinek w ciężką przeprawę. Na starcie gotowe do walki są już dwie nasze kolarki. - Jeżeli chodzi o wynik, oceniam ten start jako beznadziejny. Sporo się jednak tutaj nauczyłam i mam nadzieję, że wyciągnę z tego wnioski – mówi na mecie najlepsza z nich, 15. Małgorzata Jasińska.

 

 

Długo trwa też podróż na tor kajakowy Zaslavl. To najdalej położona arena podczas białoruskich igrzysk. Od granic miasta oddalona jest ona o około 25 kilometrów. Po drodze jednak, jak zwykle, nie obywa się bez przygód. – Skąd jesteście? – pyta na jednym z przystanków po białorusku pewien człowiek. Odpowiedź „z Polski” od razu zmienia nastawienie rozmówcy (Białorusina o polskich korzeniach) oraz język całej konwersacji. – Łukaszenka zniszczył ekonomię i gospodarkę na Białorusi – zaczyna już po polsku – Wszystko, co tutaj widzicie, jest na pokaz. Rzeczywiście, poruszając się tylko po obiektach sportowych w zorganizowanym transporcie, można odnieść wrażenie, że żyje się w bajce. Gdy jednak zmieni się środek lokomocji, sprawa wygląda nieco inaczej. Szczególnie ubogie wydają się być południowe krańce Mińska, w okolicy areny judoków.

 

Organizatorzy dbają o formę dziennikarzy. Wysiadka z autobusu odbywa się na parkingu, a stamtąd, jeśli nie chce się tracić kolejnych minut na oczekiwanie na kolejny pojazd, należy udać się piechotą. Łączny czas transferu na regaty kajakarzy znacznie przekracza godzinę. Warto tam jednak jechać. Gdyby wymieniać wszystkie osady, które mają szansę na medal w jutrzejszych i czwartkowych finałach, nazwiska zajmowałyby za dużo miejsca. Miejmy nadzieję, że w następnych dniach, choćby z kronikarskiego obowiązku, wspomnieć trzeba będzie jak najwięcej zawodników. – Bardzo podoba mi się tor w Mińsku. Przed chwilą pobiłem swój rekord życiowy. Popłynąłem 3.26, więc miejsce jest bardzo sprzyjające – komentował warunki panujące na torze świeżo upieczony finalista igrzysk, Rafał Rosolski. Polak popłynie jutro w finale i będzie stanowił jedną z siedmiu naszych osad, które zapewnione mają występy w wyścigach o medale.

 

Na koniec wizyta w Mińsk Arenie. Ciężko ocenić, jak wielki sukces osiągnęli wczoraj Łukasz Jaworski i Artur Zakrzewski, jeśli nie zobaczy się na żywo poczynań gimnastyków. Widowiskowe finały trampolin i aerobiku sportowego wypełniają trybuny do ostatniego miejsca. Widać, jak bardzo znającą się na temacie jest białoruska publiczność. Trudno się jednak dziwić, jeżeli w każdym z dzisiejszych finałów mamy przedstawicieli gospodarzy. Najlepszy z reprezentantów Białorusi Ulidzislav Hancharou wygrywa indywidualne zawody w męskiej trampolinie i budzi radość, jakiej na tych igrzyskach jeszcze nie doświadczyliśmy. Białoruski gimnastyk ponad 5 metrów nad ziemią wykonuje ewolucje przeczące wszelkim prawom. Ilość rotacji, jakie wykonuje w powietrzu, przyprawia o zawrót głowy nie tylko nas, ale też innych dziennikarzy, którzy w sporej grupie przybyli na arenę… rekreacyjnie. Nie jest to zbyt zaskakujące, są to bowiem jedne z najbardziej widowiskowych konkurencji rozgrywanych w Mińsku.