Zapiski z Mińska #5: przekorny los rozdaje medale

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 25.06.2019, 00:09

Nareszcie jest pierwszy polski medal na Igrzyskach Europejskich w Mińsku. Łukasz Jaworski i Artur Zakrzewski zdobywają złoto w synchronicznych skokach na trampolinie. Cała kadra ma nadzieje, że tym samym otworzy się worek z medalami, a Mazurek Dąbrowskiego na białoruskich arenach zabrzmi jeszcze niejednokrotnie.

 

Dzień na igrzyskach zaczynamy jak poprzednie. Normą stało się, że to w strzeleckim centrum najwcześniej rozpoczyna się rywalizacja. Nie brakuje tam też polskich startów. Na strzelnicy rzutkowej Piotr Kowalczyk i Sandra Bernal walczą w eliminacjach trapa drużyn mieszanych. W hali kwalifikacyjnej walczą natomiast Katarzyna Komorowska, Agnieszka Nagay oraz Tomasz Bartnik. Niestety, wszyscy bezskutecznie. Druga seria była bardzo słaba, co pozbawiło mnie większych szans na finał. Walczyłem do końca, ale zabrakło 2,5 punktu – ocenia swój start Tomasz Bartnik.

 

 

Igrzyska to spory wydatek energetyczny nie tylko sportowców, dziennikarzy czy fotoreporterów, ale też… wolontariuszy. Impreza niezwykle męczy także ich. Uśmiechnięte kilka dni temu twarze, dziś wyglądają na nieco zmęczone. Łatwiej jest też zobaczyć drzemiącego na siedząco wolontariusza w autobusie, czy na samych zawodach. Jeden z nich ucinał sobie drzemkę na wczorajszych strzeleckich eliminacjach.

 

Po drodze na arenę koszykarzy, gdzie dziś mają rozegrać się najważniejsze wydarzenia dnia, czeka nas wizyta na torze łuczniczym. Kacper Sierakowski przystępuje do obu dzisiejszych pojedynków w roli outsidera. Ani Słoweniec Rok Bizjak, ani Ukrainiec Yuryi Havelko nie dają rady jednak pokonać naszego reprezentanta. Polak lepiej panuje nad nerwami i szalejącym wiatrem. – Kiedy stoisz „naciągnięty” i nagle nadejdzie podmuch, to nie ma już co zrobić – mówi polski zawodnik. Rzeczywiście, ciężko było panować nad łukiem, szczególnie drugiemu z przeciwników Polaka. „Dwójka” i „trójka” ustrzelone przez Ukraińca stanowią najlepszy przykład, jak ciężkie były dziś warunki na Olympic Sport Complex. – Był w kwalifikacjach jedno miejsce za mną, ale niewątpliwie jest bardziej utytułowanym zawodnikiem – dodaje Sierakowski, gdy pytamy o następnego przeciwnika. Pojedynek 1/8 finału z Włochem Pasqualuccim zaplanowano na czwartkowe przedpołudnie.

 

 

Zaraz potem wspomniana już wcześniej koszykówka. Stosunkowo młoda formuła tego sportu w formacie trzyosobowym przyciąga na trybuny komplet publiczności, tym bardziej, że wśród półfinalistów są obie drużyny gospodarzy. Dwaj charyzmatyczni prowadzący tworzą, niewidzianą jeszcze na tych igrzyskach, atmosferę. Wszystkiego dopełnia ćwierćfinałowa wygrana Polaków z Litwą. Nadzieja i pragnienie medalu przyciąga do Areny Palova nie tylko nas, wszystkich polskich dziennikarzy akredytowanych na imprezę w Białorusi, ale też ważnych oficjeli. W pobliżu siedzą między innymi Andrzej Supron – Prezes Polskiego Związku Zapaśniczego — czy Adam Krzesiński, Sekretarz Generalny Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Kibicują polskim koszykarzom, którzy w półfinale mierzą się z Rosją, gdy nagle na halę dochodzi informacja: JEST ZŁOTO!

 

 

Jakże przekorny jest los, który w tym samym momencie daje nam pierwszy medal i to od razu z najcenniejszego kruszcu. Artur Zakrzewski i Łukasz Jaworski niespodziewanie wygrywają rywalizację w synchronicznych skokach na trampolinie. Korzystają przy okazji na niepowodzeniu najpoważniejszych przeciwników. Rosjanie i Białorusini nie kończą bowiem swoich programów, dając tym samym Polakom szansę na osiągnięcie największego sukcesu w karierze. – Nie spodziewałem się złotego medalu nawet w najśmielszych snach. Skupiliśmy się na tym, co mieliśmy do zrobienia, nie na medalach, nie na niepowodzeniu innych. Chcieliśmy po prostu zrobić swoje i poczekać, co się stanie – przekonuje chwilę po triumfie Łukasz Jaworski.

 

Po medalowym rozstrzygnięciu i wizycie na rozwrzeszczanej Palova Arenie, czas na pobyt w znacznie spokojniejszym miejscu. Falcon Club to miejsce zmagań badmintonistów podczas igrzysk w Mińsku. Widownia jest tu wyjątkowo cicha, przynajmniej w porównaniu ze wspomnianą koszykówką czy nawet tenisem stołowym. Kibice siedzą w półmroku, światło skierowane jest na „aktorów”. Rzeczywiście, chwilami można odnieść wrażenie, że siedzi się w teatrze, a nie na arenie sportowej. Wyrafinowany jest też zewnętrzny wygląd areny. Badmintonowa hala umiejscowiona jest bowiem w tym samym budynku, co tutejszy Mariott. Dość powiedzieć, że do pomieszczeń dla mediów prowadzi hotelowy hall.

 

Jeżeli chodzi o wymiar sportowy tego, co zobaczymy w kolejnych dniach w tym miejscu, to trudno liczyć na medale. Jedyny Polak, który wygrał dziś swój pojedynek, to Michał Rogalski, lecz jego przeciwnikiem był słaby Mołdawianin. Zarówno polski mikst, jak i męski debel przegrały z wyżej rozstawionymi rywalami. – Doświadczenie wzięło górę. Na pewno znaczenie miało to, że są to nasze pierwsze igrzyska europejskie. Mamy nadzieje, że w kolejnych meczach będzie coraz lepiej, a my będziemy coraz pewniejsi – komentowała zaraz po swoim pierwszym meczu w turnieju Magdalena Świerczyńska - partnerka mikstowa Pawła Śmiłowskiego.