Zapiski z Mińska #4: pierwszy pozytywny impuls

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 23.06.2019, 22:29

Niedziela w Mińsku wygląda bardzo podobnie do soboty. Tak jak w pierwszym dniu weekendu, Polacy nie zdobywają w niej żadnego medalu. Po raz pierwszy pojawia się jednak pozytywny impuls. Impuls płynący ze strzelnicy.

 

Kolejny dzień na igrzyskach zaczyna się w centrum sportów strzeleckich. Tym razem kolej na specjalistów od pistoletu pneumatycznego. Szymon Wojtyna i Piotr Daniluk walczą o awans do finału. Za nimi przechadza się niewysoka, niepozorna, ale jakże celna Klaudia Breś. – Stres jest, ale ten mobilizujący – mówi na nieco ponad godzinę przed rozpoczęciem swoich zmagań. Nie potrzeba dużo czasu, żeby zobaczyć, jak dobrze działa on na naszą reprezentantkę. Polka bardzo dobrze radzi sobie podczas kwalifikacji, przezwycięża nawet kryzys, który dopada ją w czwartej z sześciu serii. – Dlatego właśnie trenujemy z psychologiem, z którym próbujemy przećwiczyć wszystko „na sucho”. Wiadomo, że nie jest to to samo, co na konkursie, ale widać, że przynosi efekty – przyznaje potem Polka.

 

Breś melduje się w finale, a w nim nie jest już tak łatwo. Widać, że emocje biorą górę, a najlepsza aktualnie polska strzelczyni w hali zajmuje dopiero szóste miejsce. Przyjazne okoliczności, skład finałowego konkursu i trochę szczęścia dają jednak coś na osłodę. Spiker ogłasza w pewnym momencie, ku uciesze polskiej kadry zebranej niedaleko strzelnicy, że olimpijską przepustkę do Tokio zgarnia dla swojego kraju właśnie Polka.

 

 

- Można spokojnie powiedzieć, że kibiców było tylu, że nie pomieścili się aż na finale pistoletu pneumatycznego – śmieje się Agnieszka Nagay. Rzeczywiście, z frekwencją na strzeleckich Pucharach Świata bywa różnie, a dziś w Mińsku było ich znacznie za dużo. Ciężko jednak znaleźć miejsce dla każdego, gdy arena ma rozmiary takie, jak ta w białoruskiej stolicy. – Byliśmy tutaj miesiąc temu na tak zwanej próbie. Już wtedy mówiliśmy, że się nie zmieścimy – kontynuuje doświadczona zawodniczka. I rzeczywiście, śledzenie wyników w takich warunkach graniczy z cudem. Widoczność jest niemal zerowa, a by móc coś zobaczyć, trzeba przepychać się przez tłum widzów.

 

Zaraz potem wizyta na terenie areny tenisa stołowego. Tam od samego rana nie jest najlepiej. Przegrywa mikst Partyka/Dyjas, oboje zawodnicy przegrywają też indywidualnie. Partyka ulega mało znanej Szwedce Ekholm, Dyjas mierzy się natomiast z legendą męskiego tenisa stołowego – Timo Bollem. To, w jakim tempie gra Niemiec, jest zdumiewające. Gotowy jest odpowiedzieć na każde zagranie Polaka. Nawet gdy piłka zsuwa się po kancie stołu, refleks pozwala mu w ostatniej chwili podłożyć rakietkę i wygrać akcje. Pozytywnie wypada dziś tylko Li Qian. Pewne zwycięstwo z Rosjanką Noskovą i jutro w walce o ćwierćfinał czeka ją bój z Niemką Petrissą.

 

Podczas meczu Jakuba Dyjasa na trybunie słychać tylko jednego kibica. Jeden z naszych rodaków przyjechał do Mińska i tak żywiołowo dopinguje naszych reprezentantów, że zwraca uwagę wszystkich postronnych. Kiedy przejeżdżamy na Uruchie Arena, by zobaczyć jak w ostatniej walce wieczoru poradzi sobie Aneta Rygielska, polski fan już tam jest. Razem z grupą naszych bokserów zagrzewa do walki naszą reprezentantkę.

 

 

Wśród widzów niedaleko ringu znajduje się też Piotr Kowalczyk. Polski strzelec, który nie popisał się niestety nadzwyczajnym wynikiem podczas startu w Mińsku, również dopinguje naszą bokserkę.

 

O ile sytuacja, w której spotkać można zawodnika innego sportu obok ringu bardzo nie dziwi, o tyle dziwić mogłoby, gdyby jeden z bokserów pojawił się na innej niż bokserska arenie. Ci niechętnie opuszczają Uruchie Arena, stanowią zwartą grupę i starają trzymać się razem. Są podczas każdej bokserskiej sesji i czasem można odnieść wrażenie, że w ogóle nie opuszczają trybun mińskiego centrum bokserskiego.

 

Koledzy z kadry dopingują Rygielską, która dzieli los większości naszych bokserów podczas tych igrzysk i odpada z rywalizacji w inauguracyjnej walce. Sztuka pokonania pierwszego rywala udaje się tylko Damianowi Durkaczowi, który za kilka dni w walce o ćwierćfinał powalczy z Serbem Konovalovem.

 

Drugi dzień igrzysk, a trzeci całych zmagań, znów kończymy bez medalu. Najbliżej zdobycia krążka są do tej pory judocy. Na tatami nie mamy jednak szczęścia w walkach decydujących o medalach. Dziś walkę o brązowy krążek przegrywa Agata Perenc. Cały dzień zmagań kończy się nieudaną potyczką z Brytyjką Chelsie Giles.

 

 

Inne reprezentacje jednak nie próżnują i zbierają medale z piorunującą szybkość. Rosja ma już ich… 39, gospodarze tylko o pięć mniej. Obyśmy podczas całych igrzysk byli w stanie zgarnąć choć jedną trzecią ich dotychczasowego dorobku.